Dzwonię, starając się rozpaczliwie umówić z dr, bo już sama nie ogarniam swoich myśli (akurat do przychodni na nfz we Lwówku, ale myślę, że ta ocena przyda się także tutaj). Po raz drugi na zwolnieniu wystawionym przez internistę (ciężka depresja), po telefonach na linię zaufania, staram się w końcu jednak umówić z dr, by przyjęła mnie możliwie szybciej, bo już wydaje mi się, że coś sobie zrobię, że nie dam sobie rady już sama. Odbiera pani pomocnica dr Samborskiej, a w tle słyszę "boże, i przez takich właśnie tracimy". Ostatecznie udało się umówić wcześniej, ale dziękuję za taką łaskę. Dzięki, że dałaś mi odczuć, że jestem takim gó**em, za jakie się uważam. Przy drugim kontakcie z dr, albo trzecim chyba odbiera znów pani pomocnik, mówi "proszę chwilę zaczekać", chyba nie wie, że to, co powie "poza słuchawką" bardzo dobrze słyszę. Także zanim dr przejęła słuchawkę (a teleporadę miałam umówioną, to nie był niespodziewany telefon) nasłuchałam się o fontannie wody chyba w piwnicy pomocnicy dr, tak może ze cztery minuty, gdy zaś pogawędka dobiegła końca pani pomocnik odparła "dobrze, a tutaj mam telefon od pani Aleksandry". Aaa, super, dziękuję za ignorancję. Także ten, pragnę tylko rzec, że dalej męczy mnie syndrom presuicydalny, i w sumie g...o mi Pani pomoże bo gów**m jestem dla Pani. Więc jak ktoś jest baaardzo niezdrowy psychicznie to niech się nawet nie zabiera za leczenie psychiatryczne, bo tego nie wytrzyma.