O doktorze Moczyńskim mogę wypowiadać się tylko i wyłącznie w samych superlatywach. Jestem (a raczej byłem...) jego pacjentem od ponad dekady. Doktor zawsze bardzo dobrze wykonywał swoje zadania, ufałem mu. Oprócz opieki nad moimi zębami, bardzo często doradzał, informował, proponował - tak, aby wszystkie zęby były utrzymane w nienagannym stanie. Sielankę przerwało jednak pojawienie się - o ile dobrze pamiętam, niecały rok temu - pani "asystentki". Ow telefonistka-odźwierna, zajmująca się także podawaniem doktorowi potrzebnych narzędzi, wprowadzała negatywną, nieco stresującą atmosferę podczas wizyt. Było to jeszcze do zaakceptowania, jednak czara goryczy w końcu się przelała. Otóż, po wcześniejszym umówieniu się telefonicznie z doktorem Moczyńskim, zjawiłem się w gabinecie w wyznaczonym terminie. Nadmienię, że już nie mieszkam w Sulęcinie i przyjechałem tutaj SPECJALNIE, z uwagi na wspomniane już zaufanie i fachowość doktora, co wymagało u mnie zmiany planów i, skądinąd, wysiłku. Tymczasem, zamiast umówionej wizyty, zostałem potraktowany - bez ogórek - jak pies. Przez kogo? Jak łatwo się domyślić, przez "panią" "asystentkę" (imienia nie pamiętam). Pani, nie wykazując odrobiny szacunku, zwracała się do mnie w sposób nad wyraz impertynencki, informując mnie, iż rzekomo dzisiaj nie byłem umówiony na żadną wizytę (a podkreślę, że rezerwowałem ją dwa dni wcześniej, rozmawiając z panem doktorem, a nie z nią!). Dowiedziałem się również, że ona nic na to nie poradzi, a na moje rozczarowanie i powtórne pytanie "Jak to? Przecież byłem umówiony, przyjechałem specjalnie..." usłyszałem, że mam się na niej nie wyładowywać (uwaga żenująca, kompletnie nie na miejscu - biorąc pod uwagę, jak spokojnym człowiekiem jestem) i że ona nie jest jasnowidzem i nie wie, czy faktycznie umówiłem się z doktorem. I ewentualnie mogę przyjść w przyszłym tygodniu (już lecę...). Podsumowując - pocałowałem klamkę, zwolniłem się wcześniej z pracy i przyjechałem tutaj na darmo. 1/2