Gabinet Weterynaryjny Rzekotka S.C.

Z przykrością muszę stwierdzić że po kastracji mojego kocura będę unikać tego miejsca jak ognia! Zabieg miał być prosty lecz to co ujrzały moje oczy w domu, po odbiorze kota, dosłownie mnie wmurowało ! Kot ma doszczętnie powyrywane całe pazury w łapkach (przednich i tylnich), łapy zakrwawione, otwarte rany, widok mnie po prostu przeraził. Przy odbiorze kota doktor wspomniał że kot był nieufny ze nie chciał dać się dotknąć, że zarzucali na niego koce, że drapał klatkę i ma lekko starte pazurki. Tu nasuwa się myśl... Od kiedy koty drapią tylnimi łapkami klatkę w celu wyjścia z niej? Dodam że przychodnia posiadała nr telefonu do mnie, mogli zadzwonić skoro nie dawali sobie rady z 5 kilową "bestią" , jestem dyspozycyjna, przyjechałabym w każdej chwili by choćby dać swoją obecnością kociakowi poczucie bezpieczeństwa do czasu uśpienia przed zabiegiem. Stwierdził to również doktor gdy odbierałam kota - szkoda że po fakcie! W przychodni panuje wielki chaos, multum zwierzaków, jeden na drugim (koty, psy, świnki,króliki ipt) wszystkie w jednym małym pomieszczeniu. Do dziś nie mam pojęcia jakie oświadczenie podpisywałam bo trwało to 5 sekund. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego co mój kociak musiał przejść w tym miejscu. Mam ogromne wyrzuty sumienia że nie zapoznałam się z opiniami na temat tej przychodni. Od dwóch dni walczyłam z myślami czy zostawić tu swoją opinię lecz wszelkie wątpliwości rozwiał widok mojego kociaka który teraz bardzo cierpi z powodu ogromnego bólu łapek. Żyje nadzieją że pazurki odrosną a rany się zagoją lecz rana na psychice mojego kocurka zostanie do końca życia! Bardzo mi przykro ale moja opinia jest racjonalna i w pełni zgodna z moim sumieniem, z chęcią dodałabym zdjęcia łapek kota lecz nie mam serca i sumienie mi na to nie pozwala by dotykać mu te rany a tego wymagało by dokonanie prawidłowej fotografii by ujrzało to światła dziennego. Z przeczytanych po fakcie opinii stwierdzam, że nie jestem jedynym właścicielem zwierzaka, któremu stała się