Przyszłam z żywym królikiem 16.09.2019 do pani Anny Zarębskiej na ulicy Armii Krajowej 2 a po paru godzinach zostałam ze zwłokami mojego króliczka… Jest mi bardzo przykro, bo zaufałam pani, która zapewniła mi i mojej mamie z uśmiechem na twarzy, że to nic takiego „to chory pęcherz” „to normalne u królików samców” „pewnie go przewiało”… Wielokrotnie zaznaczaliśmy, że króliczek od dwóch dni nie ma apetytu, mało pije, nie jest taki wesoły, żywiołowy, jak zawsze, że oddaje mocz pod siebie... Jedynie co pani zaleciła to kupić matę do klatki, aby mocz wchłaniał się do maty a nie do króliczka, aby uniknąć jakiś niepotrzebnych infekcji więc pierwsze co kupiliśmy matę, dała pani jeszcze szampon, aby króliczka przemyć tam na dole więc też tak zrobiliśmy od razu po wizycie. Zastosowaliśmy się do każdego polecenia i do każdego innego też byśmy się zastosowali. Takim podejściem pani mnie pocieszyła, postawiła na nogi i uznałam, że króliczek z dnia na dzień wróci do swojej formy… a ja jak zwykle panikuje na zapas. Jeżeli nie miało się pojęcia na temat LECZENIA KRÓLIKÓW to trzeba było tylko powiedzieć, a nie improwizować. Z mamą byśmy znaleźli fachowca, aby króliczek był nadal ze mną. Nie potrzebnie zapewniała pani, że wszystko jest dobrze, ze to nic takiego, że „u ludzi też takie problemy z pęcherzem tak nagle przychodzą”. Zaufaliśmy pani oddając w ręce naszego króliczka… Nie jestem weterynarzem, ale myśle, że jak przychodzi się do LEKARZA WETERYNARZA z żywym zwierzątkiem jak np z KRÓLIKIEM to powinno mu się zbadać temperaturę, odsłuchać pracę serduszka, sprawdzić uszka, oczy zanim się podejmie jakikolwiek czynności jak np podanie antybiotyku, zastrzyku. Ja jedynie mogę siebie winić, za to, że wybrałam ten gabinet weterynaryjny tylko dlatego, że był bliżej domu, od lat jeździmy do innego weterynarza z 3 yorkami i kotkiem. Wychodzą zawsze zadowolone i szczęśliwe a nie martwe. Nie wiem jak leczą tam psy i koty, ale KRÓLIKI to NIE potrafią.